niedziela, 17 lutego 2013

8

Na początek chcę wam podziękować. Jest was coraz więcej, a rosnąca liczba wyświetleń motywuje mnie do dalszej pracy. Wiem że długo nic nie dodawałam, ale każdemu może się zdarzyć dłuższy brak weny twórczej, a poprostu nie chciałam wrzucić czegoś, co nie spodoba się ani mnie, ani wam.
Teraz przechodzimy do razdziału :D
_______________________________________
Gdy tylko zeszliśmy z rydwanu Fanny od razu zaatakowała nas swoimi całusami i czułymi słówkami.
- Byliście absolutnie przewspaniali! Cudowni! – nasza opiekunka zachowywała się jak jeden z tych małych, wiecznie podrygujących piesków które niektórzy ludzie trzymają w domu. Mags też uśmiechała się do nas z aprobatą.
Poszliśmy do windy i wjechaliśmy na czwarte piętro.
- Tutaj są wasze pokoje. – Fanny wskazała na drzwi po prawej stronie korytarza. - Odświeżcie się przed kolacją.
Wszedłem do pokoju. Był przestronny i cały w różnych odcieniach niebieskiego. W łazience zmyłem z siebie całą farbę. Wyszedłem z pod prysznica i oparłem się dłońmi o umywalkę. Do tej pory, gdy patrzyłem w lustro, widziałem dość przystojnego, beztroskiego czternastolatka. Teraz wyglądałem, jakbym był o klika lat starszy. To niesamowite, jak jeden dzień może zmienić człowieka.
Wyszedłem z łazienki i usiadłem na łóżku. Jednak nie poczułem się lepiej. W tym pokoju wszystko było zbyt poukładane, zbyt porządne. Ilu trybutów spało na tym łóżku na którym ja siedziałem? Czy była wśród nich moja siostra? Jak zginęli? Nie znałem odpowiedzi na te pytania. gwałtownie zerwałem się z miejsca i chwyciłem w dłoń wazon z kwiatami który stał na szafce nocnej. Zamachnąłem się i cisnąłem nim o przeciwległą ścianę. Rozbił się na milion malutkich kawałeczków. Niektóre z nich wbiły się w moją skórę, jak kawałki lodowego zwierciadła z bajki o Królowej Śniegu. Z niektórych ran popłynęła gęsta, czerwona krew. Nie przejąłem się tym. Usłyszałem płacz. Płacz dwunastolatki.
Zapukałem do drzwi pokoju Marie. Nie odpowiedziała, ale mimo to wszedłem. Siedziała na podłodze. Mała i skulona, co chwilę wstrząsana gwałtownym płaczem.
Nie wiedziałem jak się zachować. Przyklęknąłem obok niej i chwyciłem jej rękę.
- Marie?
Nie odpowiedziała.
- Marie? Co się stało?
- T…to nic takiego. Tylko właśnie sobie uświadomiłam, że naprawdę dwadzieścia trzy osoby zginą w ciągu najbliższych kilku tygodni. – wżęła głęboki oddech – i że jedną z tych osób będę ja.
Podniosła głowę i spojrzała mi w oczy.
- Przeżyje tylko jedna osoba z dwudziestu czterech. I wiesz co, Finnick?
- Tak, Marie?
- Mam nadzieję, że to będziesz ty.
Zaschło mi w ustach. Wstałem i pociągnąłem ją za sobą. Razem poszliśmy do jadalni. Czekała tam na nas Mags, Fanny, nasi styliści i stół pełen jedzenia. Usiedliśmy i zaczęliśmy jeść. Apetyt mi nie dopisywał. Słowa, które wypowiedziała Marie spowodowały że nie byłem w stanie nic przełknąć. Analizowałem je. Bezustannie zastanawiałem się czy żartowała, czy była szczera.
Gdy reszta skończyła jeść, jedna z awoks włączyła telewizor. Na paradzie wypadliśmy całkiem nieźle. O wiele lepiej niż się spodziewałem. Ludzie nas pokochali. Byliśmy młodzi, piękni, wyglądaliśmy na odważnych i gotowych do walki. To się podobało kapitolińczykom.
Gdy transmisja się skończyła, a Fanny sobie poszła, głos zabrała Mags.
- Jutro macie pierwszy dzień treningów. Poszukajcie sobie sojuszników, poćwiczcie, poobserwujcie innych. To, z kim się teraz dogadacie może zadecydować o waszym życiu. Wyśpijcie się. Musicie mieć jutro dużo siły.  

CZYTASZ = KOMENTUJESZ

2 komentarze:

  1. Fajne :)
    Jeśli chcesz to zapraszam do mnie :)
    http://67igrzyskaoczamijulites.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. O majciu. Teraz krótko, bo lecę czytać dalej.
    Oczywiście rozdział cudowny, oby tak dalej .. ^ ^

    OdpowiedzUsuń

Pochwal, skrytykuj, klnij jeśli trzeba ale szanuj Autorkę i innych komentujących!!!