sobota, 27 lipca 2013

17.

Obudziłem się nad ranem. Wokół mnie panowała idealna cisza. Nie było słychać nawet najcichszego dźwięku. Nie było wiatru, owadów, tylko cisza, ja i wschodzące słońce na horyzoncie.

Obok mnie leżała Julie. Kawałek dalej na lewo Marie. Wstałem i rozejrzałem się w poszukiwaniu Derika. Po chwili zobaczyłem jak wychodzi spomiędzy skał. w ręku trzymał łuk, przez ramię miał przewieszony kołczan ze strzałami. Do pasa przywiązał rzemieniem cztery króliki.

Postanowiłem obudzić dziewczyny. Podszedłem do nich. Po chwili siedzieliśmy razem na trawie, obdzieraliśmy króliki ze skóry, rozpalaliśmy małe ognisko i dzieliliśmy się prowiantem i sprzętem zabranym z Rogu. Zjedliśmy prawdziwie nieigrzyskowe śniadanie złożone z pieczonego królika i grzybków z konserwy.

- Musimy szukać wody - Julie wciąż nerwowo rozglądała się wokoło. Była niespokojna, jak my wszyscy. Mieliśmy pełne brzuchy, ale w ustach sucho. Szybko zebraliśmy swoje rzeczy i zeszliśmy w skalną dolinę. Znów prowadziła uzbrojona w łuk Julie. Wciąż trzymała strzałę na cięciwie. Za Julie szedłem ja, z mieczem w dłoni. Za mną Marie z ręką na przypiętym do pasa nożu. Nasz pochód zamykał uzbrojony po zęby Derik. Wszystkie zmysły mieliśmy wyczulone.

Krążyliśmy po skalnym labiryncie już od kilku godzin. Nie natknęliśmy się ani na wodę, ani na innych trybutów. Byliśmy wycieńczeni do granic możliwości. Gorące słońce przypiekało nam skórę i raziło w oczy. Suchość w gardle wcale nie poprawiała nam samopoczucia. W końcu, zrezygnowani usiedliśmy na ziemi.

- Nigdy nie znajdziemy wody... - Marie prawie się rozpłakała.

- Nie możemy się poddać. Nie teraz. - Julie starała się zachować zimną krew. Postanowiłem jej pomóc. Z żalem odkleiłem się od chłodnej skalnej ściany i ostatkiem sił wdrapałem się na najwyższe wzniesienie w okolicy. Wytężyłem wzrok i w oddali, jakąś godzinę drogi od nas, zobaczyłem dość szeroką, wijącą się srebrną wstęgę rzeki.

- Julie, Marie Derik! Tam jest rzeka! - Zszedłem na ziemię i wyjaśniłem jak dotrzeć do wody. Natychmiast ruszyliśmy w drogę.

Niemal cały czas biegliśmy. Gdy dotarliśmy do rzeki ledwo oddychałem. Przez jedną małą chwilę byłem szczęśliwy. Znów mam szansę. Mogę przeżyć.

____________________________________________________________

Cześć kochani c:

Rozdział nareszcie jest. Dość krótki i o niczym, ale co można opisywać? W następnym coś się już będzie działo, obiecuję c:

Betował dla mnie Michał, któremu bardzo dziękuję c:

Jeszcze jedno ogłoszenie:  założyłam nowego bloga. Jest dość dziwny, raczej wam się nie spodoba. Ale zapraszam gorąco. Kto chce zajrzeć -> *klik* Jak już zajrzeliście - komentujcie. Chcę wiedzieć co myślicie c:

Z góry dziękuję c:

Olga.



~~~~~ I niech los zawsze wam sprzyja, kochani c: ~~~~~

2 komentarze:

Pochwal, skrytykuj, klnij jeśli trzeba ale szanuj Autorkę i innych komentujących!!!